Następnego dnia przykra niespodzianka – od rana leje. Po wczorajszym słońcu ani śladu, zza ołowianych chmur nie widać gór. Wracamy do Ramberg sprawdzić w informacji turystycznej prognozę. Uprzejmy pan z biura pociesza nas perspektywą poprawy pogody. Pyta się o naszą narodowość i w swoim notesie stawia skrupulatnie dwie kreski w odpowiednim rządku. Zapytany wyjaśnia, że prowadzi statystyki narodowości odwiedzających go turystów. Polacy są niewielką grupą, natomiast najliczniej reprezentowaną są Niemcy. Na hasło „Polska, Gdańsk” odpowiada „Wałęsa”. Okazuje się, ze zna bliżej nasz kraj, w latach 80-tych pływał na statkach, które między innymi zawijały do Gdańska. Podbudowani miłą rozmową opuszczamy biuro i czekamy na zmianę pogody.
Po południu przestaje padać i pogoda wydaje się stabilizować. Jedziemy znowu w kierunku Fredvang, chcąc przejść szlak do zatoki Kvalvika. Za mostem skręcamy w lewo jedziemy droga na Krystad. Mniej więcej w połowie odległości znajdujemy mały parking po lewej stronie drogi. Przy dużym samochodzie rodzina z psem wyraźnie szykuje się do drogi. Zatrzymujemy się i faktycznie w trawie odnajdujemy mały drogowskaz kierujący na Kvalvikę. Niebo jest zachmurzone, ale nie wydaje się, aby miało znów zacząć padać. Droga pnie się łagodnie w górę, kluczymy pomiędzy kamieniami i owczymi bobkami. Teren jest niezalesiony i mamy ładny widok na Selfjorden. Po przejściu niewysokiej przełęczy widzimy jasnożółtą plamę plaży kontrastującą z żywą zielenią zboczy gór. Dostrzegamy rodzinę z parkingu rozbijającą namiot na skraju plaży. Poza nimi i owcami nie ma nie ma żywego ducha. Plaża jest zaśmiecona wszystkim, co oddał ocean podczas przypływu: kawałki drewna, buty, gumowe rękawiczki, śmieci. Natykamy się też na ciało foki – jest martwa, ale bez śladu zranień. Nie wiemy, co zrobić – nie wiemy czy należy kogokolwiek zawiadomić. Wygląda na to, że zmarła śmiercią naturalną i morze wyrzuciło jej bezwładne ciało.
Idziemy wzdłuż plaży i odnajdujemy ścieżkę po przeciwległej stronie wzgórza niż ta, którą przyszliśmy. Tutaj droga bardziej kluczy, prowadząc brzegiem dwóch kolejnych jezior. W gładkiej tafli wody odbijają się ośnieżone szczyty. Przeskakujemy z kamienia na kamień, kluczymy pomiędzy niskim krzewami. Droga dłuży nam się trochę, chociaż okolica jest urokliwa. W końcu docieramy do drogi dla samochodów. Okazuje się, że znajdujemy się dobre 40 minut drogi od naszego samochodu. Szosą dochodzimy do samochodu i wracamy do Ramberg.